Foto_Big_MISIEK


Idź do treści

I inne...

O mnie

Ale nie tylko samo pstrykanie zdjęć było moją pasją. Zabawa w wywoływanie to było to!. W tamtych dawnych, śmiesznych czasach często po papiery fotograficzne czy potrzebne odczynniki trzeba było odstać w kolejce. Ale jak już byłem szczęśliwym posiadzaczem niezbędnej chemii, papierów to urządzałem w swoim pokoju ciemnię. I to taką prawie prawdziwą. Lampy ciemniowe, kuwety, powiększalnik Krokus 3 z aż trzema obiektywami do wyboru, zegar ciemniowy i zabawa do samego rana. Czasami samemu, ale częściej z kolegami a i koleżanki na takie wywoływanie zdjęć też często udawało się namówić. Pamiętam to wkręcanie negatywów do koreksu, w całkowitej ciemności i jeszcze z przykrytymi grubym kocem rękami. Ile razy mało dokładnie wysuszony koreks uniemożliwiał wkręcenie filmu. Ale w tym tkwił cały urok. Po wywołaniu i wysuszeniu negatywu lądował on w powiększalniku. Po ułożeniu papieru na maskownicy naświetlało się go w zależności od jasności tego, co było widać - przez kilka do kilkunastu sekund. Potem wywoływanie, przerywanie, utrwalanie, płukanie. Wszstkie te czynności odbywały się w słabym, czerwonym oświetleniu. A następnego dnia, jak człowiek odespał zarwaną noc - szuszarki, gumowe wałki i miednice z mokrymi zdjęciami. Ileż to razy odbitka przykleiła się do lustra suszarki... Ale jaka była frajda, że można było wszystko samemu - od początku do końca. A jaka była radość, gdy ktoś z zachodu przywiózł trzylitrową butlę Rodinalu. Obdzielało się tym skarbem wszystkich kumpli.
Po co to napisałem - żeby uzmysłowić, szczególnie młodym ludziom, że fotografia nie polegała na pstryknięciu zdjęcia telefonem komórkowym a potem pognaniu z kartą pamięci do najbliższego cyfrowego minilaba. Przy zabawie w fotografowanie i ciemnię zacieśniało się znajomości, szczególnie z koleżankami...
Ale zabawa w ciemnię uczyła też sumienności, dokładności, bo ciemnia jest wymagająca, wszystkie procesy związane z wywoływaniem musiały przestrzegać temperatur. Cały sprzęt przed użyciem musiał być idealnie wyczyszczony, wypolerowane blachy suszarek, bez najmniejszych rysek, czysta optyka w powiększalniku, świeżo "przyrządznone" wywoływacze i utrwalacze, przerywacz (na ogół zwyczajny ocet) we właściwym stężeniu.

A teraz??

O tym, że fotografia do niedawna ściśle wiązała się z chemią to już chyba nikt nie pamięta poza serwisantami obsługującymi minilaby. Za pomocą oprogramowania można poprawić każde cyfrowe zdjęcie, niedoświetlone bądź skrajnie prześwietlone, źle ustawiony balans bieli. Można skorygować niezdrową cerę, wałki w talii, można dosłowie zrobić wszystko. Tylko czy gdzieś nie zaginęła ta magia, w której nagle na papierze pojawia się obraz?? najpier ledwo widoczny, z każdą chwilą staje się ciemniejszy i wyraźniejszy. Teraz już tego nie ma - domowa termosublimacja albo atramentówka wypluwa gotowy wydruk - bez ciemności, kąpieli, suszenia, bez zarwanych nocy. Razem z pojawieniem się wspaniałej technologii znika urok... I niestety, niewiele można na to poradzić.

No to co robić?? Ano nauczyć się porządnie korzystać z najnowszych technologii, sprzętu, aparatów, optyki, oprogramowania. A także poznać zasady fotografii (ustawiania modeli, kadrowania, kompozycji), które nie zmieniły się od chwili kiedy wynaleziono camera obscura. I nie trzeba od razu być mistrzem, ale przynajmniej być lepszym od fotopstrykaczy zalewających kolorowe pisma dla kobiet koszmarnymi obrazkami.

Strona główna | O mnie | Moje Galerie | Stare Fotografie | Galerie Jacka K. | Porady | Testy | Kontakt | Mapa witryny


Powrót do treści | Wróć do menu głównego